Długo mi to zajęło. Niby założenie kliszy to chwila moment, cyknięcie kilku zdjęć, a później wywołanie. Figa z makiem! Rok się męczyłam, w sumie sama nie wiem z czym. Zrobiłam zdjęcia, zwinęłam film i postawiłam go na półce. I czekał, czekał na cud. I oto się ziścił! Wczoraj postanowiłam wybrać się zakupy świąteczne, niewiele myśląc wsunęłam film do torebki. W drodze do sklepu skręciłam do salonu fotograficznego. Oddałam go, z ciężkim sercem i myślą ,,co z tego wyjdzie?'' albo ,,czy cokolwiek coś wyjdzie?''. Gdyż już dawno nie robiłam zdjęć na kliszę, a wy?

Z pewną obawą kupiłam film (który swoją drogą chyba był przeterminowany, bo kolory są jakieś inne?)  ale postanowiłam przetestować zenita i sprawdzić czy w ogóle działa. Po co oddawać go do naprawy, jeśli można zrobić zdjęcia? Ta niepewność co to wyjdzie! I powiem wam, nie starałam się. Byłam przekonana, że na zdjęciach nie będzie nic, a aparat pójdzie do mojego prywatnego muzeum. Dlatego też nie przyłożyłam się do zdjęć, tylko kilka zrobiłam z sercem, a pare kompletnie nie wyszło. Głównie ze względu na to, że były poruszone. Jednak jeszcze tego samego dnia dostałam wywołane owoce mojego eksperymentu. I wiecie co? Jestem pozytywnie zdziwiona. Nie sądziłam, że mi się spodobają efekty. Niektóre kadry mają kolory jakbym je potraktowała kilkoma filtrami z programów, ale słowo, nic przy nich nie majstrowałam. Oryginalne z płytki, którą dostałam :) 

Jak oceniacie? 
Może powinnam częściej zabierać się za analogowe zdjęcia?
















zdjęcia wykonane aparatem analogowym zenit + helios 58mm


***

Możecie mnie znaleźć również na innych stronach:  



2 komentarze:

  1. zdecydowanie mają swój niepowtarzalny urok ;)
    http://kiliphilia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super są te zdjęcia, uwielbiam klimat analogowych fotek :)

    ab-photographs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń